Dzisiaj na dworze grabieją palce
Pada i szarochmurnie marzną mokre uszy i nosy.
Ubranie namaka brązami i puchnie resztkami zielonoburej wilgoci.
A w domu przy kawie myślę sobie o moim ekspresie co został w Warszawie.
I jak wspaniale byłoby napić się z niego.
W zielonookim towarzystwie podzielić się papierosem bez filtra.
I poczytać w taką pogodę z myśli chłonąc ciepły zapach przebiegający dreszczem po plecach.