Kotwico moja przewspaniała
Tak pragnę żebyś przerdzewiała,
Lecz ty wykuta jesteś z mego ducha
Nie poddasz się żadnym siłą władzy.
Wicher mi żagle wzdęte zrywa,
Maszt w łuk wygięty grzmi wniebogłosy.
A ty mnie w piachach płycizn, bezpiecznych naszych, trzymasz.
Twój łańcuch wykuty z tytanu moich leków,
I zerwać go nie ma siły wola krucha.
I na mieliźnie naszej grzęznę,
I z każdą sekundą rozpaczliwą
Po co się szarpać zapominam.
I z każdą sekundą rozpaczliwą
Po co się szarpać zapominam.
Z każdym rozprutym płótnem,
Mniej się w żądz pokusach miotam.