Zbyt szybko zasypiam, gdy późnym wieczorem,
pod powiekami nie walczą o lepsze obrazy mych drżeń.
Zbyt łatwo przychodzi spokojnym oddechem w śnień
czerń podążyć i nie drżeć przed potwornością mar.
Nie łykam pigułek, na sen ziół nie piję.
Nie wydeptam w cyrklicznej pielgrzymce,
wstęgi Möbiusa w mych myśli zadymce.
Ani się we śnie w konwulsjach nie wiję.
Co innego gdy rano się Hypnos wyślizgnę.
Przepusta snu otchłań pryska jak iskra
a ja dech łapię pierwszy i prawie się duszę.
Garotą krtań moją brutalnie zaciska
ta co przyszła przed chwilą i nim się poruszę
Świadomość jaźń mi rozsadza, ryczy.